Ale się wciągnąłem... Jakoś nie planowałem go obejrzeć, po prostu zerkałem co chwila, aż usiadłem i obejrzałem do końca! Ciekawie opowiedziana historia chorej miłości młodej malarki do żonatego mężczyzny. Mam tutaj słabość nie wiem czy do kina francuskiego (które lubię) czy do Audrey Tatou, która przekonująco zagrała szaleńczo zakochaną artystkę. Podoba mi się ostatnia scena jak dziewczyna wychodzi z zakładu psychiatrycznego jako pozornie zdrowa, gdy robotnik dokonujący remontu odkrywa za szafą w jej pokoju OBRAZ jej chorobliwej fascynacji i obsesyjnej miłości (lekarza) który został wyklejony na ścianie z tabletek, ampułek itp. :-) POLECAM!